12.06.2014

Recenzja: KRIEGSMASCHINE - Enemy Of Man

Warto było czekać... choć słychać głosy, że muzyka jest jakby bliżej tego co nagrywa Mgła, niż dzwięków tak dobrze znanych z płyty, Altered States Of Divinity. Nie wchodzi się jednak do tej samej rzeki, zwłaszcza kiedy upłynęło 10 długich lat. Kriegsmaschine prezentuje niezwykłą muzę, a fakt, że rozciąga się nad nią gęsta mgła - tym lepiej.

Kriegsmaschine Enemy Of Man 
No Solace 2014

W prostocie jest klucz. Ale nie w prostactwie. Z kolei prostota formy w zawoalowany sposób przekazuje treści z wyżyn intelektualnych, na które pokoleniami (z różnym skutkiem) wspiął się ludzki umysł, wyłażąc ze swej pieczary na salony. 

Ze spartańskiego w swym obrazie "digi" wypada w dłonie książeczka prezentująca w prosty i czytelny sposób, zawarty w niej przekaz. Utrwalona w piśmie, na tle czerni – niczym w kamiennych kromlechach sprzed eonu, wykuta jest myśl.  A tekst, bywa, jest nośnikiem filozofii, niedostępnej dla wszystkich, jedynie tych wznoszących się ponad przeciętność... Filozofia zaś w black metalu jest tym, co nie każdemu jest dane zrozumieć… bo i nie do każdego ta muzyka jest adresowana. I nie przed każdym otworzy te świadomie wybrane w loterii życia wrota.

Maszyna Wojny ewoluuje od zarania ludzkości po dziś dzień. Tak i muzyka metalowa - od czystego rocka przeobraziła się w pewnym momencie swej historii w black metal. Od odzianych w skórzane pancerze barbarzyńców dzierżących ostrza z brązu, ku emisariuszom masowej śmierci - zamieszkujących trzewia Lewiatana, spijającego krew ziemi czarnej i miotającego swe tytanowo-rdzeniowe gromy na płonących polach niegdysiejszego Ur. 

Czas i przestrzeń nagięta wedle upiornej woli Demiurga, by wielu spośród nich rzuconych w pyliste otchłanie niebytu u stóp Góry Której Nie Ma, ponownie skierowało okrwawione miecze przeciwko mocy pocisku. Haar Megiddo ma spłynąć rzeką krwi. A może na śnieżnobiałe mury Vallhalli lunie krwawy deszcz? 

Nieważne… bo oto po naciśnięciu przycisku "play" w odtwarzaczu rozpoczyna się dźwiękowe misterium. Na ten czas każdy konflikt zbrojny ulega zawieszeniu, by podczas ceremonii spopielenia ciał poległych towarzyszy broni, duch w nich zamieszkały uleciał… I jakkolwiek ponure wizje zawiera tych sześć pieśni, jako bierny obserwator spoza strefy beznadziei, wspięty na pozaziemski tron spoglądam z zaciekawieniem w bezdenne czeluście ludzkiego samozatracenia. 

A i tak tych sześć ukrytych między wersami liryków komentarzy nad coraz słabszą kondycją człowieka, uwikłanego w przerastająca go pajęczynę materii, w którą został z niezrozumiałych powodów wpleciony... kruchymi nićmi strzępów kosmicznej energii. Nie każdy zrozumie co skrył ich autor wizualizując wątpliwości szarpanego emocjami człowieka, w swej nieuzasadnionej dumie, stąpającego nad niewidzialną dla jego oka krawędzią. Nie każdy pojmie kim jest ów tytułowy wróg człowieka, bo może zerkający w uwielbieniu z pękniętego zwierciadła demon ma twarz jak najbardziej znajomą?

Tak przepełnionej wzniosłą muzą dźwięków nie spotyka się zbyt często, bo to jedna z tych płyt, na wysłuchanie której czeka się latami. I nie tylko z pozycji wyczekującego na swój egzemplarz krążka odbiorcy, ale też i z pozycji (s)twórcy, kreującego coś wyjątkowego już u samego zarania stwórczej idei. 

Płyta Kriegsmaschine aż kipi pomysłami. Nie są one jednak swawolną improwizacją, ale erupcją długich acz jakże owocnych przemyśleń, świadomym aktem manifestu muzycznego, perfekcji wypełniającej sześć odsłon nihilizmu. 

Perfekcji muzycznej formy, utrwalonej w studio, po uchwyceniu tych specyficznych momentów, kiedy doznajemy przejścia w wyższy stan świadomości. Kiedy świat wydaje się nie mieć przed nami żadnych tajemnic; gdy w złudzie majaczeń okłamanych grzybowymi wywarami zmysłów dotykamy absolutu - a może nawet sami nim się stajemy - jaśniejąc w mikrosekundzie światła supernowej. 
Te dźwięki uchylają przed słuchaczem, z każdym kolejnym odtworzeniem, wrota, za którymi doznaje on ciężkich uniesień. Tak uzależniających. Prawda to Metal.