11.01.2017

ARKONA - Lunaris - recenzja

Kto dziś ma czas na słuchanie muzyki? Takie dogłębne, prawdziwe i szczere do bólu, nie wymuszone, nie na chybcika, po łebkach, byle prędzej, byle szybciej, byle "zaliczyć" kolejną nowość pojawiającą się na licznie zezłomowanym rynku płyt metalowych.




Obawiam się, że słuchacz, w prawdziwym (dawnym) tego słowa znaczeniu, jest istotą wymierającą. Ogrom nowości wydawniczych nie pozwala na dłuższy przystanek i zawieszenie ucha nad jedynym albumem, który towarzyszy, przylgnąwszy niemalże do ciała, jak druga skóra, na jakiś czas. Bo to gadzia muzyka, przecież. Można zmieniać, ale nie za często. Stary gad jestem.

Zalewające zmysły digitalne używki, gadżety i ich dostępność, działa narkotycznie, szczególnie na młodość. Gdzieś po drodze może być stracona celebracja dźwięków, nad którymi twórcy spędzali długie roboczogodziny, rzeźbiąc uczucia i urzeczywistniając riffami swą kreatywność.

Kto dziś namiętnie słucha płyt? Zbuntowana młodzież, kultowcy, outside'rzy? A kto dziś robi dobrą/prawdziwie złą muzykę. He?

Aż tu nagle, ot jak pieprzony grom z jasnego, znudzonego nieba, strzela płyta, nie dająca się wpisać w aktualnie modujące kanony. I okazuje się, że to polska Arkona. I blacknie wszelki poprzedni muzyczny triumf.

Album przywołuje dawno niesłyszane, niedoznane wrażenia. W pierwszej pierwotności nut, kły się szczerzą w nieopanowanie otwarte przestrzenie, w których czujemy się jak dziorski bies z widłami gotowymi wrzucić kogoś do pieca: Kogo i Co by to i Za co, nieważne, byle natychmiast, dla własnej przyjemności - nieświęcie koniecznie zniesławić.

Jedyna i polska Arkona, pomimo gruntownych zmian w składzie, zaskoczyła nas nowym albumem.

Lunaris.

Lider zespołu, Khorzon, wziął sprawy w swoje ręce, ponownie. Po ostatnim okresie działalności, gdy do głosu doszły młodsze osoby chcące spełniać swoje wizje, także w warstwie tekstowej, jest to na zdecydowaną korzyść Arkony. Powrót do mocnych, filozoficznych korzeni. Powrót do tego z czego Arkona jest w undergroundzie znana i ceniona, ba, cholernie szanowana. Tego szacunku mi było szkoda, na ostatnich wydawnictwach. Muza spoko, ale brak polotu starego gada. A ja stary gad jestem.

Teksty znów są potężne i dosadne, kłujące oczy, bijące prosto w mordę wroga. Trzeba dojrzałości by stworzyć takie kompozycje. I wciąż młodzieńczej, dziarskiej werwy. Nieodzowny w tej muzyce bunt przeradza się w ugruntowaną Samoświadomość, jestestwo kroczące własnym królewskim traktem,  nie jakąś ścieżyną-gęstwiną.

Nad stroną liryczną pracował Khorzon, Ronve i Messiah (stary wokalista, będący głosem zespołu we wczesnym, dla wielu najlepszym, okresie działalności Arkony). Rezultat mógł być tylko jeden. To jest "Czarna Poezja".

Szósta płyta zespołu jest diabolicznie perfekcyjna.

Muzycznie Lunaris wynosi słuchacza momentalnie ponad rzeczywistą codzienność. Kompozycje przenikają się spójnie i płynnie, przenosząc sporą, gorzką dawkę urzekających melodii, wykręconych riffów, prowokujących zmian tempa i dobrze dobranych zakamarków, w które stare, gadzie ucho z chęcią się wkręca.

Zarazem ta płyta Arkony bliższa jest protoplazmatycznej symfonii, niż ekstremum black/śmierć metalu. Stawia na wyśrubowane emocje, płynące daleko z głębi, obłędnie szczerze i dalej hen, gdzieś tam, by udoskonalać kolejne pokolenie, swym okrutnie prawdziwym poglądem...

Koneserska energetyczność muzyki na Lunaris kaja duszę, smaga ciało, pluje jadem. Na pohybel wiecznemu utrapieniu ludzkości. A słucha się tego jak dobrej, starej, acz dawno nie słyszanej, opowieści; dziwnej duszy, zwiedzającej chaotyczno-chichotliwie - tę czas i przestrzeń. Międzygwiezdna podróż, dziejąca się tu i teraz, na Lunaris jest wyzwalająca. Poprzez prostolinijny, muzycznonośny wgląd w tą irracjonalną ziemskość.
"Nie dla mnie psalmy cierpienia, Nie dla mnie korona cierniowa...".

Po dłuższym czasie i kontakcie z materiałem, bo inaczej się nie da, trzeba tej płycie poświęcić uwagę, "czacha dymi". Dokładnie tak, jak ta księżycowo-(nie)ziemska, uwieńczona na okładce - pochłaniająca pusto-złowieszczymi oczodołami, kosmiczna czacho-skorupa.
Płyta wgryza się w umysł na dłużej, przywołuje dawne dni świetności, prawdziwie pogańskie,  filozoficzne, mądre. Jest magiczna celebracja słuchania i łapczywe wchłanianie całości.
Powrócą dni, których jeszcze nie znamy.

Zespół z nikim ścigać się nie musi, osiągnął w swym dominium apogeum. Z właściwą sobie sardoniczną mistyką, żongluje na mistrzowskim poziomem. Arkona wraca.

P.S
Płyta została nagrana w Church of Chaos Studio / Metal Sound Studio, mix i mastering - Left Hand Sounds. Wokal na albumie to Necrosodom (Deus Mortem, Plaga, Anima Damnata, Azarath, ex-Thunderbolt)... Śmietana. Jakieś pytania i wątpliwości?

Nie ma żadnych.

Agares & Arleta



ARKONA - Lunaris - Debemur Morti Productions 2016

Lista utworów:
01. Droga do ocalenia
02. Ziemia
03. Śmierć i odrodzenie
04. Nie dla mnie litość
05. Lśnienie
06. Lunaris

Więcej:
https://www.facebook.com/arkonahorde/