DET GAMLE BESATT Caerimonia Diabolus
Seven Gates Of Hell 2014
....Lecz wrota Hali Światła przed nimi zawarte a i oni nie ku jej niefizycznym progom zmierzają. Bo świetlistym istotom międzywymiaru tutaj dobrze w zewnętrznej, niefizycznej formie.
Demonom piekieł też…przybyły wszakże na diabelskie uroczystości. Sabat. Gzie nocny szał. Porwane w wir, opętane tańcem tuziny ciał oddają się swym żądzom u stóp góry tronizującej kozła. Wiedźmy warzą halucynogenną dla ducha strawę, spółkują w parach z diabelskimi sługami…
....Lecz wrota Hali Światła przed nimi zawarte a i oni nie ku jej niefizycznym progom zmierzają. Bo świetlistym istotom międzywymiaru tutaj dobrze w zewnętrznej, niefizycznej formie.
Demonom piekieł też…przybyły wszakże na diabelskie uroczystości. Sabat. Gzie nocny szał. Porwane w wir, opętane tańcem tuziny ciał oddają się swym żądzom u stóp góry tronizującej kozła. Wiedźmy warzą halucynogenną dla ducha strawę, spółkują w parach z diabelskimi sługami…
Deszczem
skąpane wrota nocy rozwarły swe ościeża przed płynącymi
smolistą strugą dźwiękami, gdy demony wichrów dmą w rogi
swą upiorną pieśń a lunatyczne klawisze im pospołu, na tle
oschłych bo wypalonych w ogniach sheol riffów wespół
z Weronisem wieszczą nocne zgromadzenie wśród leśnej kniei.
Thrash-heavy metalowa melodyka z początku istnienia gatunku z
niemalże Burzumowskimi klawiszowymi wtrętami stanowią podkład dla
chóralnie odśpiewanego credo tych opętańców. Ojcem
ich grzech, a może grzechu ojciec. Matką wiatr pustyni w powolnym,
marszowym tempie przestrzenie pustoty pustyń wschodu przemierza. I w
opętanym skowycie legnących na polach Haar Megiddo pod ostrzem lanc
i mieczy, pod kołami rydwanów śmierci od zwolnień do speed
thrash temp płyną w przestrzeń ich słowa. Na skrzydle dźwięku,
w oczach innych po prostu hałasu, ulatują…
Runęły mury Jerycho pod dźwiękiem trąb, tako i upadną wszelakie
wątpliwości tych co nie wierzyli w sens istnienia tej formacji, gdy
między kolejnymi taktami usłyszą te rewelacyjne dźwięki
waltorni, nieodłącznej towarzyszki tej muzyki już od
debiutanckiego ep. Ten niesamowity klimat wytwarzany jakże prostym,
bo klasycznym instrumentarium. Bo zaiste niewiele potrzeba –
starczy trzech zakapturzonych sług Mroku i ich klasyczne dla gatunku
instrumentarium wspomożone dyskretnymi wtrętami jeśli nie
instrumentu dętego, to z wyobraźnią zaaranżowanego klawisza. Mnie
nieodzownie kojarzą się z najwybitniejszymi dokonaniami
legendarnego [przynajmniej dla mnie] Burzum z początku lat
dziewięćdziesiątych wieku wieńczącego przeminione millenium.
Zwłaszcza w mrocznym wręcz Spowiedniku inspiracja podpalaczem
świątyń jest niemalże namacalna, bo na pewno słyszalna.
Łacińskojęzyczne
chóry na granicy zawodzenia wpółoszalałego Azaghtoth
wygrywającego w izolatce swej ślepoty świata zewnętrznego melodie
na lutni z piszczeli giganta są chyba najmocniejszym elementem tej
ponad czterdziestominutowej deklaracji obranej ścieżki twórców
tego materiału. Jeśli Chaos powołał by świątynię swego
nieistnienia tylko im dopuszczono by zaszczytu werbalnego głoszenia
słów Pustki Anty-Mocy spływającej z umysłów
zagubionych by zatracić się powtóry w jej odmętach. Również
i polskojęzyczne sprawują się nad wyraz dobrze, choć wiadomo że
nasz ojczysty język do najłatwiejszych nie należy w dostosowaniu
się do muzycznej formy. Ale Wiedźma II udowadnia że pod tymi
kapturami kryją się profesjonaliści. Trudny tekst rewelacyjnie
obleczony dźwiękową posoką udowadnia niemałą wyobraźnię
kompozycyjną i możliwości.
Każdego czeka koniec i lepka, cuchnąca zgnilizną jama, gdzie skończą doczesne resztki materialnej powłoki, tako i wieńczyć ten album może jedynie przewspaniały Pogrzeb, utrzymany oczywiście że w marszowym tonie. Marszowe pochody perkusyjne, dudniący bass, zawodzące wokale i ostatni przed rzuconą w płytki dół garstką ziemi dzwon, który każdemu wybije w ostatniej minucie późniejszy czy wcześniejszy skon… Idealny zakańczacz gigu, podczas którego wespół z zebranymi pod sceną odśpiewają to nurtujące każdego pytanie – dlaczego wciąż śpisz jak kamień? I nie mówcie mi, że nie wiecie, kto z wielkich po raz pierwszy splunął tymi słowy ze sceny w nieboskłony ponad ćwierć wieku temu. Może to nie soundtrack do kultowego tu i ówdzie Haxan, lecz na pewno dźwiękowy sabat Wyklętej Trójcy powracającej w swym pierwotnym składzie sprzed lat po raz drugi. Szanowni słuchacze, oto oni - Pierwotnie Opętani
Każdego czeka koniec i lepka, cuchnąca zgnilizną jama, gdzie skończą doczesne resztki materialnej powłoki, tako i wieńczyć ten album może jedynie przewspaniały Pogrzeb, utrzymany oczywiście że w marszowym tonie. Marszowe pochody perkusyjne, dudniący bass, zawodzące wokale i ostatni przed rzuconą w płytki dół garstką ziemi dzwon, który każdemu wybije w ostatniej minucie późniejszy czy wcześniejszy skon… Idealny zakańczacz gigu, podczas którego wespół z zebranymi pod sceną odśpiewają to nurtujące każdego pytanie – dlaczego wciąż śpisz jak kamień? I nie mówcie mi, że nie wiecie, kto z wielkich po raz pierwszy splunął tymi słowy ze sceny w nieboskłony ponad ćwierć wieku temu. Może to nie soundtrack do kultowego tu i ówdzie Haxan, lecz na pewno dźwiękowy sabat Wyklętej Trójcy powracającej w swym pierwotnym składzie sprzed lat po raz drugi. Szanowni słuchacze, oto oni - Pierwotnie Opętani