28.06.2015

RELACJA : UNDER THE BLACK SUN 2014

UNDER THE BLACK SUN lipiec 2014 - lasy koło Berlina.

Bez "Cześka", czyli  gjepe-esa, byśmy nie trafili. Mijając plantację jabłek, śmiejemy się, że za każdy zebrany koszyk dostaniemy ze 2 euro. Jedziemy jakąś wiejską drogą, drogowskazów brak. "Czesiek" jednak twierdzi, że wie co robi. Jakaś stadnina koni...



W leśnej kniei w końcu pierwsze sygnały dotarcia do celu - jest "towarzystwo czarnych koszulek". Jeden z pomocników, który mówi nam "dzień dobry" na dzień dobry to Robert, gitarzysta polsko-niemieckiego NEBIORS, GENITAL PUTREFACTION. Doradza gdzie się rozbić, bo wie w których miejscach jest cień przez cały dzień. Cień jest najważniejszy, szczególnie przy 30-stopniowym wskaźniku płynnego metalu.

Pozytywnie zaskakuje całkowicie wyluzowana atmosfera. Wspominając inne festiwale (jak choćby ten największy w naszej części Europy - Brutal Assault) to nie ma porównania. Tu się czuje sielską-diabelską atmosferę cały czas.  Wyluzowany główny organizator,Joerg  Schroeder z Folter Recordsjeździ na zdezelowanym rowerze, między luźno rosnącymi sosnami. Jakaś wyluzowana panna wypina goły tyłek a jej towarzysz zachęca do luźnego dania klapsa łapką... No luz.



Pierwsze łyki piwa wlane, pierwsze dłonie podane. Widzimy, że zjawiło się wielu muzyków z Polski z zespołów, które w tym roku na UTBS nie grały. Festiwal cieszy się dużą zażyłością wśród maniaków czarnej ekstremy. Co raz większą, nad czym ubolewają starzy bywalcy: "to nie to co 15 lat temu" (pewnie, że nie to, nie było facebooka, smartfonów i selfie), ale widać od razu, że to jeden z niewielu festiwali, który zachował swój kameralny klimat. Kwestie sanitarne niestety nie ewoluowały technologicznie. Z kabin capi starym capem, (gdzieś od połowy drugiego dnia), więc większość idzie ze swą biologią do lasu.

Jednym z pierwszych spotkanych niePolaków jest wokalista DEMONICAL, Sverker "Widda" Widgren. Rozmawiamy o szwedzkim i polskim systemie nauczania, o tym, że w Szwecji do domu/mieszkania każdy wchodzi bez pukania. Taki mają zwyczaj otwartych drzwi, aczkolwiek gdzieniegdzie zanikający, w związku z napływem cudzoziemców po wstąpieniu kolejnych krajów do UE. Cierpko się uśmiechamy i przez myśl biegnie lekcja historii jak to Szwedzi z polskimi łupami przez Bałtyk wracali po potopie. Ale nie będziemy wypominać... po prostu niektórzy wracają po swoje, nawet po 354 latach. Nie demonicujmy.

Rześko przechadzający się po festiwalowym terenie perkusista amerykańskiego NUNSLAUGHTER Jim Sadist, gaduła straszna, mówi nam: "Czy wy myślicie, że ten koleś z rogami to jest DIABEŁ? Nie to jesteście Wy!". Takie ma refleksje życiowe. Piwa nie chce, bo nie pije w ogóle.

Agares i Jim Sadist (NUNSLAUGHTER)

Z kolei, wokalista NUNSLAUGHTER, Don of The Dead, rozkłada stoisko z merchem. Kolejny fajny kontakt i rozmowa. Jest autentycznie zadowolony z możliwości zamienienia kilku słów z napływającymi fanami. No właśnie, tego nie ma na innych, średniej wielkości festach. Trzeba docenić, że UTBS nie rozwinął się w pożeracza metalowych dziewic. Same dojrzałe typy, wiedzące komu dać w mordę... hehe, żart.

Jedna ze scen usytuowana jest wybitnie malowniczo - otoczona  drewnianymi palisadami w środku małego lasu. Kolega komentuje: "Co to k...., jakiś Biskupin?"

Koncertowy szum czas zacząć. Gdzieś koło 19:00.

Czwartek - 3 lipca 2014 - SHROUD OF SATAN, WARFECT, MORIBUND OBLIVION, DEMONICAL, NUNSLAUGHTER

Pierwsze występy niestety otula niepamięć. Bardziej byliśmy zajęci witaniem się ze starymi i bardzo starymi znajomymi oraz oczywiście "robieniem nowych friendów".


Szwedzki WARFECT, mający w swym składzie doświadczonych muzyków znanych z BESTIAL MOCKERY czy LORD BELIAL, grający solidny trash-death, trochę w stylu nieodżałowanego DISSECTION. W prywatnej rozmowie okazują się być zadziwiająco sztywni... a na scenie... hm.


MORIBOUND OBLIVION jest z Turcji. Trochę się czają, stoją na boku. Zahaczam o nich, niestety słabo po angielsku, więc sprawa jasna. Mówią, że nie ma sceny BM w Turcji, ze smutkiem w oczach. Wypadli dość przyzwoicie odgrywając swój ostatni album "Manevi".

Moribund Oblivion przed koncertem.


Pomimo braku przestrzeni dla publiczności na Camp Stage (czyt. "Biskupin"), bo tam akurat jest miejsce na ognisko i jakieś ławki, koncerty brzmią bardzo dobrze, jak słychać lewym uchem. W przypadku NUNSLAUGHER czy DEMONICAL,  scena ta okazała się jednak zdecydowanie za mała...

Duża scena jest za to w stanie montażu... Idzie to niespiesznie, ale po co się spieszyć skoro koncerty mają się na niej zacząć wieczorem dnia następnego? Nic nikomu nie przeszkadza.

Wieczór, dzień pierwszy - więcej znajomych i nowych znajomych a potem to już leżenie "na trawce" i... świadomość gdzieś poszła w cholerę...

Don of The Dead (NUNSLAUGHTER)
Piątek - 4 lipca 2014 - THE COMMITTEE, MORTE INCANDESCENTE, SO MUCH FOR NOTHING, KULT, NORTHERN PLAGUE, THAW, DEUS MORTEM, 
VOIDHANGER, PLAGA, MGLA 

Tego dnia zaplanowano Polski Wieczór ale zanim do niego doszło na małej scenie zaprezentowało się jeszcze kilka kapel godnych uwagi.

THE COMITTEE, zespół złożony m.in. z Rosjanina i Ukraińca... Promowali  niedawno wydany album Power Through Unity (... a rzeczywistość gra -i bieży- wprost odwrotnie, cóż). Nikogo nie powaliło, ale chyba nie o to im chodzi. Grają długie przeciągłe, monotonne riffy. Dopracowany sceniczny wizerunek: zamaskowani muzycy w czarnych a'la mudurowych uniformach. Zrobili jednak wrażenie w swym doomowym klimacie na paru osobach.

THE COMITTEE
Na tej scenie, przed czekaniem na rozpoczęcie głównego koncertu, zagrały jeszcze trzy kapele: portugalskie, solidne MORTE INCANDESCENTE, norweskie, nudne jak flaki z olejem SO MUCH FOR NOTHING oraz włoski KULT mający w swoim składzie rozchwytanego muzyka, perkusistę Gionata Potenti, tłukącego się m.in.w Acherontas, Blut Aus Nord, Deathrow, Frostmoon Eclipse czy Fuck Off and Die!

Właśnie na KULT czekało najwięcej osób w tym przedziale festiwalowym. Scena włoska rośnie w siłę z imponującym tempem. Jakby się obudzili się albo dojrzeli.
KULT skupił swój występ na prezentacji  wydanego w ubiegłym roku albumu Unleashed from Dismal Light, choć rozpoczął koncert prawie już sztandarowym dla nich "Winds Of War" z debiutu.

Gionata Potenti (KULT) i Agares
Nie spiesznym krokiem udajemy się w kierunku dużej sceny, paręset metrów dalej. Można zaobserwować narastającą ekscytację na rozpoczęcie owego "polskiego wieczoru".

Nie zauważyliśmy tłumów w trakcie występu NORTHERN PLAGUE. Większość z liczącej ponad 900 osób publiczności akurat zmogło pragnienie i taki dla siebie wybrało czas na uzupełnienie płynów... Wokalista jednak ryczy do publiki liczącej kilka osób:  "Come on Berlin!". Reakcji nie ma, może dlatego, że mało kto z Berlina...

Głęboki oddech, dalej już będzie tylko lepiej. Polskie załogi, wszystkie i każda z osobna pokazują swój kunszt i nonszalancko wysoki poziom. Niestety tego samego nie można powiedzieć o akustyku, który wyraźnie traci panowanie nad suwakami. Megawkręcony w kosmos THAW nie brzmi jak byśmy tego chcieli wszyscy, ale i tak jest mroczne panowanie polskiego postBM. "Gościu od dźwięku jest do zwolnienia" - zgodnie wszyscy przyznają. Organizator przyznaje, że to ostatni jego raz tutaj. Co zrobić.

DEUS MORTEM (w przygotowaniu nowy materiał !) i tak jeńców nie bierze, obrazoburczo-krwawy wizerunek mówi o tym dosadnie. Necrosodom ma wszystko w otchłani czarnej materii i ciemnej energii. Reszta to tylko iluzja. Swąd gitar drażni skronie do kości i nie nadążamy pozbierać się przed kolejną apokalipsą.W secie Deus Mortem nie zabrakło kawałków z Emanations Of The Black Light ale pojawiły się również zajawki nowego, przemagicznego materiału. Czy Deus Mortem będzie nadal kojarzony tylko i wyłącznie z Necrosodomem z Azarath , Thunderolth, Anima Damnata  i Inferno z Behemoth? Mam do tego wielkie wątpliwości. Nowy, koncertowy skład ze Stormblastem z Infernal War, Sinisterem na gitarze z Beliar oraz Vomitorem na basie...rozpierdala!


A tu już VOIDHANGER skręca bicz boży w kierunku zgłupiałej ludzkości z bezwzględną miazgą. Niemcy nie grają bardziej germańsko, jeśli można to tak twardo ująć. Wychowanie na Górnym Śląsku robi swoje.
Rewelacyna płyta Working Class Misanthropy na żywo to miód dla czarnego serducha. Lata szlifowania kunsztu w  zespołach  takich jak Infernal War, Iperyt, Massemord, Medico Peste oraz obycie sceniczne zrobiło swoje.Voidhanger zabrzmiało pomimo problemów z nagłośnieniem miażdżąco. Zykon wywiercił swoimi riffami i wykręconymi solówkami dziurę w trzecim uchu, Warcrimer w  wyśmienitej formie, wypluł z siebie wszystko to czym jest zwęglona smoła, Priest potłukł wszelkie możliwe perkusyjne gary.


PLAGA czaruje i żongluje gwiazdami, rozbełtawszy porządek świata o krańce chaosu;
Magia Gwiezdnej Entropii owładnęła wszystkich zgromadzonych.Och jakże miło było zobaczyć i usłyszeć skandujących fanów (nie-Polaków)...śmierć,śmierć,cieplna śmierć...czy też...sznur w ręku diabła:) Tego wieczoru sznur był w rękach Plagi. Wzmocniony skład koncertowy zespołu,  muzykami z Leichengott z muskularnym wokalistą Angstem na czele musi przynieść respekt.



MGŁA zaciera wszelki ślad po struchlałym świecie materii i byt jest tylko wspomnieniem...
To był koncert jednego riffu, jednego utworu , przemglonego na 666 sposobów With Hearts Toward None. Kunszt, kimat, nastój, gra świateł, zupełna PERFEKCJA! To czym jest Mgła na scenie nie można ot  tak sobie skopiować, tutaj wdziera się czynnik pozazmysłowy choć tak zmysłowa jest muzyka z grodu Kraka. Mgła  swoją  muzą wypracowała, odebrała co swoje lub inaczej,  zaciągnęła wszystkich zgromadzonych pod sceną w stan somnambulicznego bytu ponad czasem i przestrzenią. I tylko te dźwięki, powracające niczym echo wśród otaczających scenę drzew, powtarzało wciąż i wciąż....to jest tylko złudzenie, Nas tutaj przecież nie  ma.

Spójność w różnorodności, profesjonalizm i magia. Taka jest obecnie Polska Scena BM.
Wykurwiście bardzo dobrze.


Agares i Zyklon (Voidhanger) oraz Conqueror (Plaga)

Sobota - 5 lipca 2014 - NARBELETH, SILVA NIGRA, THE GREAT OLD ONES, EREBUS ENTHRONED, DARKMOON WARRIOR, COUNTESS, ENDEZZMA, CORPUS CHRISTII, INQUISITION, BELPHEGOR

Trzeci  intensywny dzień na Camp Stage rozpoczęło kubańskie black metalowe trio z NARBELETH, promujące wydany niedawno, przez organizatora festiwalu - Folter Records,  płytę A Hatred Manifesto. Jak na pierwszy ogień poza  granicami ojczyzny, Narbeleth zaprezentował się z dobrej strony, choć czuć jakąś zdechłą myszką w tym co robią. W każdym razie Kubańczycy zdali się być dumni i bladzi z samego faktu zagrania w ramach festiwalu.

Przedstawiciele czeskiej sceny black metal, SILVA NIGRA swój koncert oparli na materiale z ostatniej płyty Bible Bolestných Nářků, dostarczając tzw "full package". I zaangażowanie i dbałość o szczegóły, zwłaszcza BM make up. Nie pozostawili wątpliwości, że komercha to dla nich wróg publiczny. Na pohybel wszystkim. Aż dziw człowieka bierze, jak tak uśmiechnięci ludzie mogą grać tak mroczną muzę. Czechu, ratuj!

SILVA NIGRA
Kolejna kapela, francuski THE GREAT OLD ONES, była po Silva Nigra zbyt dużym szokiem i wizualnym i muzycznym. Ich kombinacja czegoś na kształt sludge black metalu normalnie nie korelowała z siarczystą dawką energii, jaka jeszcze unosiła się na scenie. Wyczuwało się narastające zmęczenie ich występem.

Wszystko miało się zmienić w momencie wkroczenia na scenę autralijskiego EREBUS ENTHRONED z chudym jak patyk wokalistą. Trafny wybór na pożegnanie małej sceny. Kraina kangurów młóci dobrze, przyjęcie żywiołowe.

EREBUS ENTHRONED
Finałowy koncert UTBS 2014 na scenie głównej. Wszyscy zgromadzeni, zmęczeni aktywnym wypoczynkiem w podberlińskich lasach w upale, chlaniu, paleniu i innym znoju, dotrwali...
Akustyk coś jeszcze próbował nadrabiać swą wątłą wiedzą na temat zawartości muzycznej festiwalu. Było trochę lepiej niż dnia poprzedniego.

Jako pierwszy na scenie zainstalował się niemiecki DARKMOON WARRIOR i to dosłownie bo gadżetów mieli sporo. Czachy, kości, łańcuchy, druty kolczaste. Niemcy byli scenicznie ekspansywni, czuli się wyśmienicie. Wszak grali u siebie. Black metal z rock'n' rollowym feelingiem. Nuke 'Em All, album zdecydowanie warty odpalenia w bardziej sprzyjających warunkach akustycznych.

DARKMOON WARRIOR
Nie wiem z jakiego powodu występ holenderskiego COUNTESS wzbudził całkiem sporo poruszenie. Być może przywieźli ze sobą swoje "groopies"? Muzyka na żywo była zwyczajnie nudna. Lepiej spędzony czas przy regeneracji na przyjęcie "dań głównych i ostatnich" wieczoru.

Pierwszym z nich był występ ENDEZZMA. Czekało się na ich koncert z uwagi na zapowiedź: Norwegowie zagrają URGEHAL w składzie z pozostającymi przy życiu muzykami tegoż. Występ był grubo oóźniony (jak się dogadać z akustykiem, kurwa!) ale ich set można zaliczyć do udanych. Muza ENDEZZMA znana nie jest, promocja żadna. W późniejszej rozmowie z wokalistą zespołu, Mortenem, dowiedziałem się jak się sprawy mają. Potwierdził, że ich album Erotik Nekrosis promocji nie miał jakiejkolwiek ze strony wydawcy. Agonia Records bierze na siebie i do siebie zbyt dużo - kupa zespołów i kupa z promocji.

Wejście na scenę Enzifera (po naszemu "Kolczatka") i Uruza i wspólnym odegraniu paru kawałków URGEHAL przywrócił do życia zmęczoną publikę. Nefas wołał z zaświatów. Ponoć ostatni taki występ. Historyczna chwila.

Agares i Enzifer (URGEHAL)
Muzycy CORPUS CHRISTII choć starali się grać bardzo intensywnie to wydawało się, że entuzjazm podsceniczny uleciał w stronę akurat przebiegającego na smartfonach półfinału piłki kopanej. Niestety skopani przez dźwiękowca Portugalczycy stracili swoją moc, na szczęście nie do końca.  Rozpętało się konkretne piekło pod sceną na kończącym ich występ utworem z debiutu płytowego sprzed lat Saeculum Domini  - All Hail! (Master Satan).

Z tego co mówił "plan zagospodarowania scenicznego", austriacki BELPHEGOR rozstawił swoje oprzyrządowanie wtedy kiedy miał właściwie kończyć swój występ. Ale co tam, wszyscy zdrowi!
Helmuth i spółka w wyśmienitej dyspozycji przypomnieli sporo starych kawałków a i z najnowszej Conjuring The Dead coś się usłyszało.
Śladu nie było po perypetiach zdrowotnych i utracie głosu lidera. "Pakt mit dem Teufel" do czegoś zobowiązuje. Przesłanie Helmutha do muzyków grających w Południowej Ameryce - nie pijcie wody i trunków podejrzanego pochodzenia!

Agares, Helmuth, Monika , Irek :)

Na koniec UTBS, przewidziano występ INQUISITION. Choć ich ostatnia płyta Obscure Verses for the Multiverse spotkała się z delikatnie umiarkowanym przyjęciem, nikt z zebranych tego nie potwierdził. INQUISITION to INQUISITION i basta! Nie ma wątpliwości. Dagon i Incubus, spec duo, rozstrzaskało nasze głowy dokumentnie. Pieprzyć  akustyka!

Na imprezie kończącej festiwal dowiedzieliśmy się kto będzie headlinerem kolejnej edycji. Wielu zatkało. Najbardziej mizantropijno-okultystyczno-blackmetalowy zespół z istniejącej obecnie blackmetalowej skandynawskiej sceny - CRAFT, wokół którego narosło sporo legend ("uczestnicy szwedzkiego 'kółka magicznego', do którego należał m.in. Jon z Dissection"). Zespół, który nigdy dotąd nie koncertował... (pierwszy koncert dopiero tej jesieni w Sztokholmie). Czasy się zmieniają. ZŁO idzie.