29.09.2013

cultes des ghoules - henbane (2013)


Grobowy Black Metal z kieleckiego piekła rodem. "Henbane" to druga w dyskografii płyta, trwająca blisko godzinę... Cultes Des Ghoules  z mocno podziemno-podziemnym, brudnym, pogrobowym zacięciem zyskuje coraz większe grono wyznawców. A raczej przede wszystkim - wyznawczyń.


Czy to świadomy zabieg marketingowy z tą zieleniną na okładce? Świadomy/nieświadomy - ja widzę wyraźnie te ukojone i udręczone spazmami człeko-czarownice wchłaniające muzykę Cultes, jak dawne wiedźmo-kształty - dym z lulka.

Czego można się spodziewać? Jak to w BM, niczym niezaskoczeni, zawsze przygotowani, przyzywający upadku ludzkości. Muzyka przesiąknięta do dna świądem rozkładających się zwłok - gdzieś na granicy gnijącej materii, przechodzącej w spopielenie. I znowu jawią mi się przed oczami zfeminowane sceny, podobne do tych z "Opętania" Żuławskiego. Tam gdzie gadzie dno dotyka nieludzkiej duszy.

Pięć utworów, z których - z całą pewnością - na plan pierwszy wychodzą "Vintage Black Magic" oraz kończący album "The Devil Intimate". W tym ostatnim fragmentami słyszymy dość śmiało i ciekawie przedstawione polski liryki. I oba nawiązują do tego o czym każda blackmetalówna śnić powinna...hehe.

Zapewne dla zespołu będzie tylko lepiej, skoro spod opieki elitarnej undergroundowej polskiej wytwórni Under The Sign Of Garazel Productions, zespół trafił do amerykańskiej  Hells Headbangers Records. Muzyka na  Henbane, niczym tytułowy lulek czarny, może być toksyczna, by nie rzec - śmiertelna, dla nie wprawionych we wlewaniu  "sonicznej smoły" w narządy słuchu.

Dla naszych twardych, ostrych i nawiedzonych jak ptaki Hitchcocka, czarnych dam to prezent w sam raz na święto kobiet czy inne Samhain.