Carcass to twór przedziwny, wykręcony na maksa, ekstremalny i wyjątkowy a jednocześnie nie mający parcia na szkło. Dla wielu maniaków ekstremalnego metalu, zespół dowodzony od lat przez Jeffa Walkera to zupełny MUS, dla innych niekoniecznie.
Od lat walczyłem z olimpijskim podejściem do muzyki, klasyfikacją - kto, kiedy i z jakich podwodów zasłużył na miejsce "na pudle". Prześciganie się w stwierdzeniach, który zespół wiódł prym w danym gatunku, czy też - dominował w czołówce metalowego podziemnego nadziemia - zupełnie straciły jakikolwiek sens.
Najważniejsze jest to, że konsekwencja z jaką porusza się CARCASS z pewnością może budzić podziw nie tylko w grupie zatwardziałych fanów pamiętających ich początki z lat 80'tych minionego wieku. Zresztą co tu dużo mówić, publicznosć się wykrusza, napływająca młodzież metalowa choć nie tak liczna, też może się przekonać, że stary ostry jak brzywa metal w wykoniu Carcass nie rdzewieje ani nie traci na sile.
CARCASS nie składa broni tak łatwo. Słuchać to choćby na ich siódmym albumie studyjnym, Torn Arteries, wydanym w 2021 roku. Trochę tutaj zamieszała covidowa zawierucha, opóźnienia i zamrożenia, wychamowały tzw. impact ale tak czy siak, wszyscy daliśmy radę.
Koncert w ramach trasy promującej ostatni krążek zespołu musiał zawierać takie utwory jak Kelly's Meat Emporium, Dance of Ixtab, Under the Scalpel Blade czy The Scythe’s Remorseless Swing.
CARCASS to zespół nie z pierwszej łapanki, zatem nie mogło zabraknąć w setliście starych hitów takich jak Buried Dreams, Heartwork, Incarnated Solvent Abuse czy Corporal Jigsaw Quandary (przy tych nie udało się opanować zapisanych na twardym dysku emocji). BOSS!
Miałem wrazenie, że jestem świadkiem wyjątkowego wydarzenia, w końcu koncert w liverpoolskiej sali O2 Academy nie wydarza się codziennie. Carcass wystąpił w swoim rodzinnym mieście prawie po 30 latach! Very strange.
Zdecydownie było to wyczuwalne, ten gig dla Jeffa (bass) i Billa (gitara), którzy tworzą absolutny trzon zespołu, od samego początku istnienia, był szczególnym wydarzeniem.
Carcass jest w wyśmienitej formie scenicznej. Basista i wokalista, Jeff Walker, brzmi świetnie, rozdzierając przestrzeń swoim głębokim, gardłowym growlem (jak on to robi?).
Gitarzysta, Bill Steer, nie ustępuje miejsca, nie bierze jeńców, robi wszystko co w jego mocy, rozpala gryf szybkimi, wykręconymi solówkami. Tak samo młoda krew zespołu gitarzysta James 'Nip' Blackford no i oczywiście sekcja, motoryka kapeli, Daniel Wilding z pulsującym i dudniącym zestawem perkusyjnym.
W czasie trwania całego występu zauważalna była stabilna różnorodność w setliście, nie ma się czemu dziwić Carcass tłucze się na scenie prawie od 40 lat... Jak ten czas, którego oczywiście nie ma, zapiernicza. Można było się poczuć niczym w równoległej rzeczywistości, przeniesionym w przeszłość, jakby za pomocą wehikułu czasu.
Sceniczne połączenie starego z nowym, James i Bill rzeźbili na gitarach solidnie cały koncert, ich solówki przedzierały się przez zawiłe harmonie i struktury utworów w sposób subtelnie pewny, tworzą naprawdę zgrany, świetny duet gitarowy!
Jeżeli zależy Wam na szufladkach i kategoriach, spokojnie wrzućcie Carcass do legend ekstremalnego death metalu. Liverpoolscy Brytole mogą zbliżać się do czterdzieści lat jako zespół, ale nie ma to żadnego znaczenia. Jeśli macie tylko okazję przekonajcie się o tym sami.
Paradoskalnie - death metal is alive.