Wiosnę 2013 wyraźnie można było nazwać zimą, w "lany poniedziałek"; uliczne hordy walczyły na śnieżki... Potrzebowałem czegoś miażdżąco gorącego, tak dla wewnętrznej równowagi. Szczęśliwym trafem znalazł się na mojej czarnej półce czwarty w dyskografii album AOSOTH. Z dziką ochotą zacząłem słuchać, bo wiem, że Francuzi do swojej muzyki podchodzą śmiertelnie poważnie.
Ich muzyka wybitnie nadaje się do diabelskich podróży do wewnątrz i innych goecji. Surowo, ostro, miażdżąco, okultystycznie. Bez patetyzmu. Dosadnie i dobitnie.
Wieczorny papieros, przy panującym dość niskim ciśnieniu uformował smugę dymu w kształcie kilku zarysów twarzy. W słabym świetle poruszają się ociężale i zmieniają rytmicznie, pod wpływem mrozu i niewidzialnych fal dźwiękowych... Słucham i patrzę na to cudo. No tak właśnie działa Aosoth. Chcesz mieć przynajmniej namiastkę demonów w pokoju? Zapraszam do słuchania.
Gdzie cię zaprowadzi ta hipnotyzująca ściana dźwięku, kameralno - piwnicznie dopieszczone brzmienie (muzyk Aosoth, BST, jest inżynierem dźwięku, ot co)? W jakie gardło ponadczasowości i pozaziemskości wciągnie? Bo na pewno wciągnie. Chyba, że nie lubisz oryginalnego black-death metalu, z dużą dozą majaczącego transu, potężnego ambientu i satanistycznej introwersji. Ale kto tego nie lubi? Przynajmniej od czasu do czasu.
Płyta "IV - Arrow in Heart" strzela głębiej niż w serce. Rozrywa je na cząstki elementarne, by bezpośrednio doświadczyć czarnej energii chaosu.
AOSOTH znowu uraczył nas dziełem trwającym prawie godzinę. Jest to niezwykła podróż, jakiej nie będzie się chciało zakończyć... I w tym tkwi niebezpieczeństwo. A my lubimy takie ryzyko...
Wydawnictwo dostępne dzięki Agonia Records