Przed nami pojawia się zatem pierwotny skład Opętańca [nor. besatt] z czasów jeszcze przed wydaniem kultowego tu i ówdzie demosa Czarci Majestat.
DET GAMLE BESATT Primary Evil
Black Vault Productions 2014
Pierwotne Opętanie
to dosłownie pierwotny skład Opętania. Tego sprzed wkroczenia jeszcze nawet nie
na nieoficjalna scenę, bo sprzed pierwszego kasetowego (tak było w latach jeszcze
dziewięćdziesiątych) demo. Z czasów tego specyficznego rodzaju wydawnictw z
nieoficjalnego obiegu, o jakich dzisiejsza scena, tak zachłyśnięta odhumanizowaną
technologią, po prostu zapomniała. Bo któż dziś jeszcze publikuje rehealsals?
[ostatnio spotkałem się z tym w przypadku Open Hell…] (wychodzą dalej nagrania WYŁĄCZNIE na kasetach! - przyp. Amthea :).
I właśnie kawałek „Ares” - tytułowy, z prastarego dziś już - niczym śląski węgiel – reha, jest tym pierwotnym zaczynem opętania.
Znaczący utwór, bo jeszcze pod szyldem Besatt powstał jako jeden z pierwszych, a pojawił się, nagrany na nowo, na jubileuszowym albumie kompilacyjnym. Po raz trzeci tym razem, rozpoczął to rewelacyjne EP. „W mej duszy szaleje Ares!” – tako rzekł Pierwotnie Opętany. I z tą dewizą prowadzi nas przez te nieomal pół godziny black-thrashowego szaleństwa.
W natchnionym jęku waltorni kona na naszych oczach wiedziony Via Dolorosa Nazarejczyk. Z drapieżnym wrzaskiem heavy-metalowego szaleństwa, wkroczycie potem w Swój Raj… . „Myślą zawładnął mrok, to co było – nie istnieje!!” Tych przewspaniałych wokaliz nie powstydził by się sam Mistrz Kostrzewski! A może nawet i on sam by tak zaśpiewał, gdyby narodził się ze trzydzieści lat później?
I właśnie kawałek „Ares” - tytułowy, z prastarego dziś już - niczym śląski węgiel – reha, jest tym pierwotnym zaczynem opętania.
Znaczący utwór, bo jeszcze pod szyldem Besatt powstał jako jeden z pierwszych, a pojawił się, nagrany na nowo, na jubileuszowym albumie kompilacyjnym. Po raz trzeci tym razem, rozpoczął to rewelacyjne EP. „W mej duszy szaleje Ares!” – tako rzekł Pierwotnie Opętany. I z tą dewizą prowadzi nas przez te nieomal pół godziny black-thrashowego szaleństwa.
W natchnionym jęku waltorni kona na naszych oczach wiedziony Via Dolorosa Nazarejczyk. Z drapieżnym wrzaskiem heavy-metalowego szaleństwa, wkroczycie potem w Swój Raj… . „Myślą zawładnął mrok, to co było – nie istnieje!!” Tych przewspaniałych wokaliz nie powstydził by się sam Mistrz Kostrzewski! A może nawet i on sam by tak zaśpiewał, gdyby narodził się ze trzydzieści lat później?
Ta EP to
poniekąd zderzenie starego z nowym. Starego – bo pierwsze cztery utwory to
kompozycje jeszcze spod szyldu Besatt z lat 90-91. Kolejne to już nowa myśl,
skrzesana w ogniu trawiącym czarne śląskie złoto, gdy pomysł Det Gamle Besatt
stał się już namacalnym faktem.
A zatem – kończący „stary materiał” – czyli "Epitafium Ku Czci Boga", to będący już pod lekkim wpływem death metalu numer – credo. Deathowe riff’s, mocarny bass i waltornia wraz z chóralnym zawodzeniem opętańców - „Żegnaj Ojcze…” …
A zatem – kończący „stary materiał” – czyli "Epitafium Ku Czci Boga", to będący już pod lekkim wpływem death metalu numer – credo. Deathowe riff’s, mocarny bass i waltornia wraz z chóralnym zawodzeniem opętańców - „Żegnaj Ojcze…” …
No i nie
inaczej jest z otwierającym „nowy materiał” - "Deus Est Mortuus"– tytuł mówi
wszystko. O niesionym na sztandarze – jasne że
czarnym – credo. Niewątpliwie DGB jest zaangażowany w podróż ścieżką o
lewostronnym ruchu.
Wiadomo zatem czego oczekiwać. Muzy z zaangażowaniem, co słychać w każdym takcie, w każdej nucie. Nie ma rady, trzeba przyjąć wici Wojennych Werbli i zejść na Ołtarze Piekieł a potem wkroczyć w Labirynt Szaleństwa wsłuchując się w nieustający a klimatyczny dźwięk waltorni, tak zacnie ubarwiający drapieżność suchych riffów.
Wiadomo zatem czego oczekiwać. Muzy z zaangażowaniem, co słychać w każdym takcie, w każdej nucie. Nie ma rady, trzeba przyjąć wici Wojennych Werbli i zejść na Ołtarze Piekieł a potem wkroczyć w Labirynt Szaleństwa wsłuchując się w nieustający a klimatyczny dźwięk waltorni, tak zacnie ubarwiający drapieżność suchych riffów.
Ten kończący owo mini CD Labirynt
Szaleństwa to zaprawdę prawdziwa perełka. Czy właściwie diament, co nawet by
się i zgadzało, boć to przecież tylko mocniej ściśnięty w wnętrznościach Matki
Ziemi węgiel… Melodyjny, zadziorny, zwieńczony przepięknymi klawiszami i
łacińskojęzycznymi, chóralnymi recytacjami.
A „Czarna postać w kapturze, z kosą na ramieniu – zbliża się powoli…”. I niebawem zbierze plon.
GUNTER PRIENA „Czarna postać w kapturze, z kosą na ramieniu – zbliża się powoli…”. I niebawem zbierze plon.