Od pewnego czasu jest już na rynku drugi album polsko-norwesko-angielskiego TORTORUM Katabasis. Dziś, stalowym piórem Guntera, przypominamy o ich śmiertelnie mocnym debiucie -Exictionist.
TORTORUM - Extinctionist
World Terror Committee 2012
Jest to bezpośredni następca Miotającego Gromy; za jego powołanie do życia odpowiedzialny jest wciąż ten sam osobnik – Paimon. Ze swej zaśnieżonej kwatery ulokowanej w norweskim Bergen, wśród wiatrem smaganych fiordów skrzesał swych 9 hymnów opętania. Wszystko w najlepszych tradycjach gatunku początku lat 90-tych, okraszone porządnym brzmieniem początku drugiej dekady naszego zgniłego millenium.
I nie dziwota - materiał zawarty na tym albumie powstawał na przestrzeni lat 2005-10,
czyli jeszcze za czasów dogorywającego wówczas macierzystego Thunderbolt.
A niezgorsze studia oferują dziś niemałe możliwości w zakresie produkcji
brutalnego i chamskiego dźwięku. Bo na pewno nie jest to brudny i niewyraźny
dźwięk, tak częsty w dzisiejszych domowych produkcjach. Produkcja jest tutaj tym elementem, który należy wyróżnić ze szczególnością.
Dziewięć speed
death-blackowych utworów przypadających na nieomal 45 minut, zamkniętych w
czarno – białym (głównie jednak czarnym) digipacku. Od pierwszych nut do
ostatniego taktu mamy do czynienia z klasycznym i dla lidera (obecnie kryjącego
się pod mianem Skyggen) i dla gatunku siarczystym grzaniem wedle starej szkoły.
Sporo w niej melodii, bo jak każda, najekstremalniesza muzyka nawet – wszystko to wyrosło przecież na klasycznym heavy metalu lat 70/80. Utrzymane w ryzach szaleństwo wokalisty wypluwającego swe mroczne przekazy z prędkością karabinu maszynowego, czemu dzielnie akompaniuje sesyjny perkusista, znany z kilku niemniejszych norweskich kohort szatana, który perkusji nie oszczędza. Bo właściwie przy tego rodzaju artystycznej ekspresji nie jest to możliwe.
Zimne i nieomal pokryte szronem niespokojne riffy, nadają typowo skandynawskiego brzmienia tej płycie. To właściwie jest norweska, blackmetalowa płyta, norweskiego blackmetalowego bandu. Tyle że szefuje jej Polak, pospołu z Anglikiem, którzy do sesyjnego towarzystwa przy stworzeniu tego muzycznego narzędzia mordu na uszach prawowiernych, dobrali rodowitego Norwega. A dla równowagi wydała to ku mojej uciesze, kultowa w pewnych kręgach niemiecka wytwórnia szerząca terror…
Sporo w niej melodii, bo jak każda, najekstremalniesza muzyka nawet – wszystko to wyrosło przecież na klasycznym heavy metalu lat 70/80. Utrzymane w ryzach szaleństwo wokalisty wypluwającego swe mroczne przekazy z prędkością karabinu maszynowego, czemu dzielnie akompaniuje sesyjny perkusista, znany z kilku niemniejszych norweskich kohort szatana, który perkusji nie oszczędza. Bo właściwie przy tego rodzaju artystycznej ekspresji nie jest to możliwe.
Zimne i nieomal pokryte szronem niespokojne riffy, nadają typowo skandynawskiego brzmienia tej płycie. To właściwie jest norweska, blackmetalowa płyta, norweskiego blackmetalowego bandu. Tyle że szefuje jej Polak, pospołu z Anglikiem, którzy do sesyjnego towarzystwa przy stworzeniu tego muzycznego narzędzia mordu na uszach prawowiernych, dobrali rodowitego Norwega. A dla równowagi wydała to ku mojej uciesze, kultowa w pewnych kręgach niemiecka wytwórnia szerząca terror…
Opętanie i ciemność uwięzione w lodowej bryle monolitu tego CD dokona dzieła wyniszczenia za każdym odtworzeniem. Taka jest moc tego materiału. A nieśmiałe zapowiedzi na stronie W.T.C. dają poważne nadzieje na kolejny atak już w nadchodzących miesiącach. I na to czekam.
GUNTER PRIEN