19.12.2025

Przebudzenie w cieniu lasu - cz.3



Cień, który nosimy, nie jest wrogiem.
To część naszej pełni – domagająca się integracji, zrozumienia, miłości.

Lena nie wróciła tej nocy do domu, została w lesie odurzona nierealnym snem. 
Kiedy  otworzyła oczy, świat był ten sam  ale widziała go zupełnie inaczej. Drzewa szeptały. Mgła śpiewała. Ziemia oddychała pod jej stopami.



Nie wiedziała, ile czasu minęło. Noc? Tydzień? Inne życie?

Wróciła do miasteczka o świcie. Ulice były puste, ale światło poranka miało inny kolor - nierealny, jakby rozumiejące ciszę, którą niosła. Przechodnie zaczynali dzień jak zwykle, nieświadomi, że wśród nich jest ktoś, kto zajrzał w otchłań i nie tylko nie uciekł, ale tam się odnalazł.

W szkole nikt nie komentował jej nieobecności - jakby czas rzeczywiście się złożył, zwinął i rozciągnął jednocześnie.

Nauczyciele patrzyli na nią z lekkim niepokojem, jakby czuli, że jej spojrzenie jest zbyt głębokie. Koleżanki okazyjnie próbowały zagadać, ale Lena już nie była częścią ich świata.

Zamiast tego, konsekwentnie zaczęła tworzyć, pisać, malować. 
W garażu - zbudowała prymitywne studio nagrań. 
Na ścianach oczywiście zawisły symbole, które zobaczyła w czasie pamiętnej nocy w lesie. 
Była samoukiem, każdy dźwięk, który wypuszczała z gitary, był niczym modlitwa.
Nie pisała tekstów - przekazywała wizje.

Lena powracała do lasu regularnie. Jej kroki stały się ciche, niemal zwierzęce, jakby sama natura przyjmowała ją za swoją. Z czasem przestała zabierać telefon, latarkę, a nawet słuchawki - muzyka zaczęła grać w niej. 
Dźwięki black metalu były już nie tylko tłem, krążyły w jej krwiobiegu były rytmem ziemi, szelestem liści, biciem serca wszechświata.

Pewnej nocy, kiedy księżyc zbliżał się do pełni był nieruchomy niczym oko pradawnego bóstwa, Lena dotarła ponownie do polany, na której znajdował się krąg kamiennych głazów. 
Las zamilkł. Mgła gęstniała, a powietrze pachniało czymś starożytnym.

Zbliżyła się. Położyła dłoń na kamieniu.

Krąg milczał, ale Lena czuła, że coś się rozpoczęło. W jej wnętrzu zrodziło się światło - czarne, ciepłe, gęste jak smoła, ale niosące ukojenie.

Wtedy zobaczyła.
Nie oczami - lecz duszą. 
Widziała inne kobiety, z różnych czasów, stające w tym samym miejscu. 
Jedna w długiej pelerynie, inna z tatuażami runicznych znaków, jeszcze inna - naga, zanurzona we krwi rytuału. 
Wszystkie one jakoś ze sobą – przebudzone przez ten sam zew.


Kim były te kobiety?  Lena czyła, że nie były czarownicami, choć tak nazywał je świat. 
Były nosicielkami tajemnego światła – światła, które nie świeciło, ale ukazywało to, co ukryte. 
Prawdę o chaosie. O cierpieniu. O pięknie śmierci i odrodzenia.

Lena padła na kolana. Nie z przerażenia - z szacunku.

W milczeniu, z zamkniętymi oczami, szeptała słowa, których nie znała, ale które znały ją.

Z mgły wyłoniły się trzy sylwetki – wysokie, kobiece, ale ich twarze spowijały kaptury. Nie chodziły – sunęły. Nie mówiły – ich głosy rozbrzmiewały w niej.

„Nie jesteś pierwsza. Nie będziesz ostatnia.”
„Przyjęłaś Cień bez lęku. Czy jesteś gotowa zatonąć w nim całkowicie?”

Lena skinęła głową.

Jedna z postaci sięgnęła do sakwy i wyjęła niewielką misę z czarnego kamienia. 
Wypełniona była płynem - nie wodą, nie winem, nie krwią… ale czymś, co drgało, jakby żyło. 
„Esencja nocy” - pomyślała.

„Napij się. Zobacz to, co zakryte. Pozwól umrzeć tej, którą byłaś.”

Lena uniosła misę do ust. Gdy ciecz dotknęła jej języka, nie poczuła smaku. Poczuła wizję.

W mgnieniu oka stanęła na krawędzi świata - nad przepaścią z nieskończoną czernią. Wiatr wiał przez jej duszę, rozrywając ją na części. Zobaczyła siebie w każdej wersji, w każdym wcieleniu - dziewczynę, staruchę, wojowniczkę, ofiarę, wiedźmę. Każda część mówiła:

„Jesteś mną. Jesteś nami.”

Kiedy wróciła do ciała, krąg był pusty.

Ale Lena nie była już tą samą osobą. Jej wzrok był spokojny. Jej dusza – przebudzona.

Wiedziała jedno: noc już nigdy nie będzie tylko ciemnością.