Wywiad, który proponujemy wychwala muzykę Eclipse. W tamtym czasie to było coś! Niestety ich debiut dla angielskiej wytwórni okazał się ich pierwszą i zarazem, ostatnią płytą.
Muzycy Eclipse, znaleźli "zatrudnienie" w innych zespołach i to z "górnej" półki polskiego black metalu, zapraszamy do sprawdzenia:)
Wspominkowo, zamieszczamy wywiad z Chorsem i Daamrem.
Artykuł ukazał się w 7 Gates Mega-Sin w numerze #2/2002.
CHOROBA LUDZKIEJ RASY - ECLIPSE
- Polski zespół w Plastic Head/Blackend, kontrakt na trzy albumy to niemałe osiągnięcie. Jak doszło do waszej współpracy z Anglikami? Czy z pewnej perspektywy czasu możecie powiedzieć, że Wasz wybór był słuszny?
Ch.:
To prawda, mamy zakontraktowane w sumie trzy duże albumy dla
angielskiej wytwórni. Czy to spore osiągnięcie? Możliwe, choć
uważam, że ciężko na to zapracowaliśmy przez te lata, które
spędziliśmy tworząc muzykę, niekoniecznie pod szyldem Eclipse. To
chyba wymierny efekt naszej wytrwałości w dążeniu do celu. Jak do
tego doszło? Po zakończeniu sesji nagraniowej „Dorsacharm’s...”
rozesłalismy ten materiał do wszystkich wydawców, którzy mogliby
być zainteresowani nawiązaniem współpracy z Eclipse. W ciągu
kilku tygodni otrzymaliśmy parę, naprawdę konkretnych propozycji,
którym postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej. W naszym mniemaniu
najkorzystniejszą ofertę przedstawili anglicy z Blackend/Plastic
Head i z nimi w efekcie postanowiliśmy się związać. Na dzień
dzisiejszy nie możemy chyba specjalnie narzekać na tę współpracę,
choć istnieją kwestie, w których występują pewne niejasności
lub które można byłoby lepiej dograć. Jak powszechnie wiadomo,
zawsze mogłoby być lepiej, he,he.... Myślę, że z oceną
słuszności wyboru powinniśmy poczekać jeszcze parę miesięcy.
Aktualnie Blackend jest na etapie promocji naszego nowego albumu i
myślę, że wymierną oceną naszej dotychczasowej współpracy będą
jej efekty.
- „ Dorsacharms Venomous Colours” debiutancki album MCD w Polsce osiągalny był jedynie w szczątkowej dystrybucji Mystic Production. Dlaczego nie pojawiła się na rynku wersja kasetowa tego wydawnictwa?
Ch.:
No cóż, nie dość, że
nie pojawiła się wersja kasetowa tego materiału, to dodatkowo
płyty dostępne były jedynie w katalogu sprzedaży wysyłkowej
Mystic Prod. oraz kilku sklepach internetowych, gdzie cena za
egzemplarz przyprawiała o ból głowy. Jeśli mam być szczery, nie
znam podstaw takich decyzji Mystic Prod., bo to oni właśnie byli
odpowiedzialni za dystrybucję „Dorsacharm’s...” w Polsce. Mogę
się jedynie domyślać... To dla nas dość przykra sytuacja, jako
że na chwilę obecną bardziej znani jesteśmy na zachodzie, niż we
własnym kraju... to naprawdę smutne. Teraz jesteśmy bogatsi o
doświadczenia i nie pozwolimy sobie raz jeszcze na takie zaniedbania
w kwestii promocji i dostępności nowego albumu, szczególnie ze
strony firmy odpowiedzialnej za te sprawy w naszym kraju.
- Muzyka Eclipse jest niebywale żywiołowa. Wykorzystujecie mnóstwo tzw. „smaczków”, klawiszy, wiem że byliście swego czasu bliscy skompletowania pełnego składu zespołu, z którym istniała możliwość prawie wiernego odtworzenia materiału na żywo. W konsekwencji jednak na placu pozostaliście tylko Wy dwaj, Chors i Daamr… przyczyny ?
D.:
Przyczyny… są bardzo proste. Nie znaleźliśmy ludzi, którzy
byliby w stanie poświęcić się grze w Eclipse w 100%, którzy
oprócz mocy w gębie mieliby choć trochę wyobraźni twórczej,
przekładającej się na pomysły wykorzystywane w zespole .
Popełniliśmy wielki błąd ufając kolesiom, którzy fakt
uczestnictwa w Eclipse wykorzystywali do wyrażania swych pozerskich
postaw… na tym cierpiał tylko zespół. W pewnym momencie organizm
Eclipse zaczął się psuć od środka a nasze umysły zaprzestały
produkowania sensownych wizji, mogących przełożyć się na muzykę.
Punktem zwrotnym w działalności zespołu była pewna, próbna sesja
nagraniowa, która utwierdziła nas w przekonaniu, że nadszedł
najwyższy czas by rozpierdolić ówcześnie funkcjonujący skład
zespołu i zacząć wszystko od początku. Nad materiałem znowu
pracowaliśmy we dwójke – ja nad muzyką , Chors nad tekstami, no
i wspólnie nad aranżacjami oraz produkcją „The Act...” w
studio nagraniowym.
- Początki zespołu sięgają 1997 roku zatem Eclipse działa już na scenie od 5 lat, dużo to czy mało ? Wasze muzyczne doświadczenia, inne zespoły?
D.:
Nie uważam by okres 5–ciu lat był jakimś wielkim
osiągnięciem aczkolwiek nigdy wcześniej nie udało mi się
uczestniczyć w innym zespole dłużej niż w Eclipse. Jest to przede
wszystkim okres czasu, który pozwolił nam poznać się bardzo
dokładnie w kontekście pomysłów, które chcemy wspólnie
realizować. W ciągu tych 5-ciu lat doświadczyliśmy wielu ważnych
rzeczy związanych bezpośrednio z zespołem, jak i z życiem
prywatnym każdego z nas… W tym okresie czasu życie stawiało nas
jako ludzi w sytuacjach podbramkowych, które niekorzystnie wpływały
na sprawy związane z prawidłowym funkcjonowaniem naszego zespołu.
Pomimo wielu problemów natury organizacyjnej i nie tylko, okres
ostatnich 5-ciu lat utwierdził nas w przekonaniu, że jednak warto
tworzyć kolejne hymny pod szyldem Eclipse przez kolejne 5 lat, że
dopóki będziemy szczerzy wobec siebie, to przetrwamy każdą burzę.
Jeżeli chodzi o inne zespoły w których mieliśmy swój udział,
myślę, że jest to temat mało istotny na dzień dzisiejszy. Faktem
jest, że mieliśmy okazję przewinąć się przez kilka zespołów.
Osobiście miałem okazję pogrywać w kilku projektach, parę sam
stworzyłem i sam rozwiązałem, o innych już nawet nie pamiętam.
Na dzień dzisiejszy naszą przeszłością, teraźniejszością oraz
przyszłością było, jest i będzie Eclipse.
- Nie macie zapewne specjalnego wpływu na zabiegi promocyjne wytwórni, czy nie sądzicie czasem że porównanie waszej muzyki do Dimmu Borgir było błędem. Widziałem takowe w prasie zachodniej.
D.:
Zdecydowanie tak, to porównanie miało przede wszystkim duży wpływ
na zwichrowanie prawdziwego wizerunku Eclipse - to bardzo boli …
Osobiście nie przepadam za Dimmu Borgir i przy takich porównaniach
czułem się tak, jak bym dostał siekierą w głowę. Dlatego
wystąpiliśmy do wytwórni by w jakichkolwiek zabiegach promocyjnych
nie używała już tego typu porównań. Niestety na dzień
dzisiejszy nie widziałem jeszcze jak nowy album Eclipse jest
promowany w prasie, więc trudno mi powiedzieć czy szefowie wytwórni
przyjęli do wiadomości naszą petycję. Moim zdaniem muzyka, którą
tworzymy ma się nijak do poczynań Dimmu Borgir a przez taki slogan
tracimy wielu potencjalnych słuchaczy, którzy mogliby odkryć w
muzyce Eclipse kilka interesujących dźwięków.
Ch.:
Niestety to prawda. Faktycznie ten zabieg ze strony wytwórni nie był
zbyt szczęśliwy i nie jesteśmy specjalnie zadowoleni z ówczesnego
reklamowania nas w taki sposób. Z drugiej jednak strony patrząc,
jak przedstawić muzykę nieznanego dotychczas zespołu? Tych
porównań w początkowej fazie działalności większości zespołów
po prostu nie da się uniknąć. Niestety do dziś zastanawiam się
dlaczego właśnie Dimmu Borgir? Nie potrafię doszukać się
specjalnych podobieństw między naszymi zespołami... chybą, że
ktoś kojarzy fakt wykorzystywania rozbudowanych partii instrumentów
klawiszowych, jako formy przekazu zarezerwowanego tylko i wyłącznie
dla Dimmu Borgir. Nic innego nie przychodzi mi do głowy...
- Nowa płyta, tym razem pełny album „ The Act of Degradation” powstawała w „bólach”, z tego co wiem zawiera utwory mające blisko dwa lata, choć całość jest niezwykle zwarta. Jak odbieracie efekt końcowy?
D.:
Zgadza się. Srogo namęczyliśmy się by sesja nagraniowa „The
Act…” doszła do skutku. Główną przyczyną takiego stanu
rzeczy było spiętrzenie się wielu problemów natury osobistej z
kłopotami organizacyjnymi w Eclipse. Ale w końcu opanowaliśmy
sytuację i kiedy wszystko było dopięte na ostatni guzik, w
sierpniu ‘01 rozpoczęliśmy sesję nagraniową. Faktycznie,
niektóre utwory w momencie nagrywania liczyły sobie nawet około 4
lat . Oczywiście zostały odpowiednio przearanżowane by w efekcie
końcowym pasowały do dzisiejszego oblicza Eclipse . Te trzy utwory
o których mowa, musiały mieć swoją premierę właśnie na tym
materiale z prostych powodów: The Mirror – pierwszy utwór
stworzony pod szyldem Eclipse, nie znalazł się na „Dorsacharm’s
Venomous Colours” z powodu braku funduszy. Podobnie sprawa miała
się z „The Act of Degradation” - utworem tytułowym. Już wtedy
byliśmy pewni, że nasz kolejny, duży materiał będzie okraszony
takim właśnie tytułem. Natomiast „The Stream of Scarlet Tear”
znalazł swoje miejsce na tym albumie, ze względu na nasz ogromny
sentyment do tego utworu. Biorąc pod uwagę kilka nieprzewidzianych
zdarzeń, mających miejsce podczas pracy nad tym albumem w studio,
oceniam efekt końcowy jako bardzo zadawalający, aczkolwiek myślę,
że mogło być nawet i lepiej. Dzięki tej sesji nauczyliśmy się
znowu kilku rzeczy, które z pewnością wykorzystamy podczas
nagrywania kolejnego materiału.
Ch.:
Tak, ta sesja była wielce kształcąca i w równym stopniu męcząca,
jednak patrząc na efekt końcowy z pewnej perspektywy czasu, wydaje
mi się, że jest on jak najbardziej w porządku. Wracając jednak do
„boleści” przy których powstawał ten album, to wynikały one
przede wszystkim z niestabilności składu personalnego Eclipse, a co
za tym idzie, ze sporej rozciągłości w czasie, w którym
powstawały poszczególne utwory. Okazało się jednak, że wszelkie
różnice pomiędzy nimi zatarły się dzięki ich finalnym
aranżacjom. Moim zdaniem to bardzo równy i spójny materiał
zarówno w warstwie muzycznej, jak i lirycznej.
- Zabójczo szybkie utwory przeplatane na płycie są intrami, scalającymi materiał. Pewnie nie lubicie tego słowa ( ja też nie lubię), czy miało to stworzyć coś w rodzaju „ concept albumu”? O czym opowiadają teksty?
D.:
Nie, to nie miał być concept album. Taki sposób zaaranżowania
całej płyty chcieliśmy zastosować już przy nagrywaniu
„Dorsacharm’s…” ale nie pamiętam przyczyn, z powodu których
ten pomysł nie został zrealizowany właśnie wtedy. Nie ważne,
zrobiliśmy to na „The Act…” i prawdopodobnie będziemy tak
aranżować kolejne albumy w celu osiągnięcia pożądanego klimatu
oraz idealnej spójności całej płyty.
Ch.:
Ktoś już nawet pytał, czy przypadkiem te wszystkie intra nie mają
na celu utrudnienie życia potencjalnym piratom... he,he. Oświadczam
z całą stanowczością, że nie. Tak po prostu powinny wyglądać
te utwory. Każde intro poprzedzające dany numer wprowadza
odpowiedni klimat, buduje odpowiedni nastrój. Od tego miejsca należy
rozpocząć interpretacje utworów a także albumu jako zwartej
całości. Natomiast jeśli chodzi o teksty na „The Act...”, to
opowiadają one przede wszystkim o przeróżnych formach upodlenia, i
to głównie upodlenia jakie ma miejsce we wnętrzu człowieka. Jest
to nasza subiektywna ocena rzeczywistości, która nas otacza.
Najczęściej jednak opisujemy te z sytuacji które dotyczą nas w
sposób bezpośredni. Dlatego w naszych lirykach bardzo silnie
zaznaczone są wszelkie nasze emocje i uczucia związane z ich
przeżywaniem. Te liryki to zbiór poczynionych przez nas obserwacji
na temat człowieczeństwa. Obserwujemy akty psychicznej przemocy
oraz reakcje na nie, czasem sami bierzemy w nich udział. Dostrzegamy
pewne sytuacje, jesteśmy świadkami wielu zdarzeń które ukazują
człowieka w nowym świetle, gdzie w większości przypadków jego
zachowanie nie odbiega specjalnie od zachowania dzikich zwierząt.
Najprościej można byłoby ująć, że tematem przewodnim liryk na
„The Act...” jest choroba ludzkiej rasy - opisujemy wszystko to,
co z tym związane.
- W wielu wywiadach z zachodnimi kapelami słyszy się, że nasza scena jest niezwykle silna.Jakie jest wasze zdanie na ten temat?
Ch.:
To chyba pocieszające, że nasz kraj postrzegany jest z zewnątrz
jako miejsce, gdzie działa wiele bardzo dobrych zespołów.
Pocieszającym jest również fakt, że mówi się i słyszy o tym
nie tylko w kontekście zespołów, które wydają oficjalnie swoje
płyty pod skrzydłami firm fonograficznych, ale również o kapelach
z polskiego underground’u. Uważam, że właśnie tam kształtuje
się w pierwszej kolejności wartość naszej sceny. Polskie
podziemie jest dosyć mocne, choć chyba niezbyt spójne. Mógłbym
spokojnie wyliczyć kilka, jak nie kilkanaście zespołów z
podziemia, które bez wątpienia zasługują na kontrakt płytowy. To
przecież właśnie w undergroundzie często powstają jedne z
najbardziej wartościowych materiałów. Szkoda tylko, że nie
wszystkim zespołom jest dane mieć równe szanse, choćby nawet
tylko w kwestii nagrywania swoich produkcji. Gdyby tak się stało,
rewolta i przetasowania na rynku wydawnictw oficjalnych byłyby z
całą pewnością nieuniknione.
- Hmm… muzykę Eclipse, chcąc jakoś nazwać można okrasić mianem symfonicznego Black Metalu. Czy w jakimś stopniu zainspirował was choćby Limbonic Art, prekursor tego nurtu? Nie boicie się, że przylepi Wam ktoś łatkę naśladowców?
D.:
Ludzie mają tendencje do szufladkowania młodych zespołów…
Uważam, że po części wynika to z nieprecyzyjnej analizy muzyki
prezentowanej przez dany zespół… Użycie kilku standardowych
instrumentów klawiszowych i już jest symfo-black metal. Myślę, że
nie tędy prowadzi droga do tego by realnie oceniać wartość
zespołu… Zarówno same instrumenty, jak też ich brzmienia nie są
zastrzeżone. Zespoły również nie są monopolistami w danym
gatunku muzyki. Gdyby tak miało być, to na scenie metalowej
musiałoby funkcjonować zdecydowanie mniej zespołów. Wracając do
pytania - nie obawiamy się żadnych „łatek” czy porównań.
Tego nie da się wyeliminować, tak samo jak nie da się wyeliminować
pewnych pierwiastków muzycznych, które są wplatane w naszą muzykę
a kojarzą się ludziom z innymi zespołami. Wydaje mi się, że w
dzisiejszych czasach podobieństw nie da się uniknąć. Przede
wszystkim dlatego, że chyba każdego, kto próbuje grać muzę,
zainspirował do jej tworzenia jakiś bodziec, inny zespół. Te
inspiracje czasami są tak silne, że ich pierwiastki są zauważalne
i niejednokrotnie ułatwiają one porównania recenzentom.
Ch.:
Poza tym ciężko chyba byłoby nas porównywać z Limbonic Art, choć
i z tym się już spotkaliśmy. Dla mnie osobiście nie ma znaczenia
czy kiedykolwiek dojdę prawdy o tym, jaki rodzaj muzyki wykonuję.
Po prostu gram i to jest najważniejsze. Do różnorakich podziałów
i szufladkowania trzeba najzwyczajniej przywyknąć i w miarę
możliwości przestać zwracać na nie uwagę. Ludzie tak czy inaczej
zawsze będą to robić...
- Sprawiacie wrażenie, że muzyka jest w Waszym życiu najważniejsza, czy są jakieś inne priorytetowe sprawy?
D.:
Zdecydowanie tak…w moim przypadku muzyka jest moim życiem,
językiem mojej duszy… pielęgnuję ją jak małe dziecko od
momentu poczęcia aż do uzyskania efektu końcowego. Efektem tego
jest fakt, iż uczucia wynikające z procesu tworzenia sztuki silnie
odbijają się na każdym powszednim dniu mojego życia i są jego
nieodzownym atrybutem, umożliwiającym mi w miarę normalne
funkcjonowanie w szarej codzienności... Czyli krótko mówiąc kiedy
idę się wysrać, w głowie również tworzę muzykę. Nawiasem
mówiąc wtedy mam największą wenę... ha,ha…
Ch.:
Dobrze powiedziane... he,he. Muzyka to rzecz święta, jest
jednym z priorytetów, którymi kieruję się w swoim życiu. Poza
muzyką liczy się tylko najbliższa rodzina i bardzo, ale to bardzo
wąska grupa przyjaciół... dalej już chyba nic nie ma....
D.:
To fakt. Równie ważna jak muzyka, jest dla mnie rodzina, która w
dużym stopniu wspomaga mnie duchowo podczas komponowania.
- Przed Wami kolejne dwie zakontraktowane płyty dla Plastic Head/Blackend. W jakim kierunku zmierza Eclipse? Zdradźcie parę szczegółów.
D.:
Pierwsze zarysy nowych kompozycji już powstają, niektóre są już
zaakceptowane jako nadające się na nowy album. Na tej podstawie
mogę stwierdzić, że będzie to po części kontynuacja tego co
słychać na „The Act…”, ale tylko po części. Myślimy tutaj
o materiale, którego koncepcją byłoby oparcie się na bardziej
żywiołowych i agresywniejszych partiach gitarowych kosztem
ograniczenia udziału instrumentów klawiszowych. W efekcie końcowym
powinno to dać większego kopa naszej muzyce. Nowy materiał ma być
zdecydowanie bardziej metalowy a mniej symfoniczny od poprzedników.
Tyle na dzień dzisiejszy można powiedzieć o koncepcjach na nowy
album, jako że treść warstwy lirycznej nie jest jeszcze
jednoznacznie określona. Mamy co prawda kilka pomysłów związanych
z ich tematyką... choć najprawdopodobniej skupimy się na
wszelakich aspektach pojmowania śmierci… tak sądzę.
- Podajcie kilka powodów dla których warto zapoznać się z muzyką ECLIPSE?
Ch.:
Po prostu fajnie gramy...he,he... A tak poważnie, to nie bardzo wiem
jak zareklamować muzykę Eclipse. Z pewnością nie każdy ją
polubi, bo chyba do najprostszych w odbiorze nie należy. To
połączenie wężowego jadu, agresji, klimatu, odrobiny starego
grania i cholera wie czego jeszcze...he,he, no i przede wszystkim
jest szybko, szybko i bardzo szybko!
No I to chyba
tyle. Więcej grzechów nie pamiętam. A może wy pamiętacie?
Ch.:
Jakoś nie bardzo... W każdym bądź razie dzięki za możliwość
pokazania się na łamach „NBC”, pozdrowienia dla wszystkich,
którzy nas i was wspierają. Mam nadzieję, że niedługo będziemy
mogli spotkać się na koncertach Eclipse. Zabierzcie ze sobą
znajomych, do czegoś na pewno się przydadzą... he,he...
AGARES(NEMEZIS
RADIO)
Dyskografia
Eclipse:
Eclipse
- Dorsacharms Venomous Colours- MCD-Blackend/Plastic Head 2000
Eclipse -The Act of Degradation -CD -Blackend /Plastic Head 2002
Eclipse -The Act of Degradation -CD -Blackend /Plastic Head 2002